Zapraszam na post, w którym przedstawię fotorelację z powstawania naszyjnika na kalendarzowy konkurs sklepu Royal-Stone. Inspiracją dla jego powstania był temat "Raj utracony". Przedstawię też moje przemyślenia z powstawania projektu.
To może na początku opowiem, jak się za naszyjnik zabrałam.
Jak w przypadku każdej takiej dużej pracy i jeszcze wykonywanej "pod inspirację", zaczęłam od przemyśleń. Czym w zasadzie dla mnie jest raj utracony? Do rozkminki doszły wątpliwości wzbudzone dyskusją dziewczyn na forum konkursu R-S, tj. czy to ma być głównie raj, czy też utracony?
Ja sprawę przemyślałam po swojemu i doszłam do wniosku, że ten cały komponent straty łączy mi się z "owocem" i "drzewem". Pomyślałam więc, że należy zrobić "jabłonkę". Zostawiłam moje przemyślenia na "jabłonce" i pozostawiłam temat konkursu na nieco ponad tydzień.
Gdy znowu zabrałam się za wymyślanie projektu okazało się, że "jabłonka" w mojej głowie zmieniła w cały rajski ogród. "Jabłonka" w końcu nie stała sama w raju ;). W tym podejściu rozrysowałam projekt i zebrałam się za pierwsze supełki.
Powstała część drzewiastych korzeni, początek konarów i pierwsze liście. I wtedy mnie tkneło, że z tą "jabłonką" to przecież nie wiadomo... I te jabłonkowe liście absolutnie będą musiały zniknąć!
Zaczęłam więc rozmyślenia nad innymi liśćmi i lepszą wersją drzewa poznania. Trwało to kolejne kilka dni swobodnego błądzenia myślami.
W końcu wymyśliłam wszystkie liście, a do naszyjnika doplotłam jeszcze jedno drzewo. Niby podobne do trzech pozostałych, a jednak różne ;).
Od tego momentu przemyślenia dotyczyły już tylko kształtu naszyjnika, a wszystko trochę jakby plotło się samo. Taka już magia makramy ;).
To teraz jeszcze troszkę zdjęć z powstawania już bez przemyśleń :).
Tutaj kulki morganitu w trakcie selekcji do konkretnych drzew:
Tutaj jeszcze w początkowych godzinach wyplatania zastanawiam się, jak poprowadzić gałąź:
Wyplatanie liścia. Gdy sznureczki są już krótkie, a chcę uzyskać ciasny splot, pomagam sobie cążkami.
Kolejny etap pracy. Dalsze myślenie, jak poprowadzić gałęzie i liście.
Zaczynam formować naszyjnik tak, aby ładnie leżał na dekolcie. Przy dużych projektach pomaga mi w tym owca ze swoim doskonałym kształtem ;).
Jako, że nici jest ogromna ilość, aby widzieć, co stworzyłam dotychczas, muszę regularnie odcinać te już niepotrzebne.
Odcięte nici należy natychmiast wykończyć, tj. zabezpieczyć poprzez stopienie.
A tutaj zdjęcie pokazujące, ile nici może być w pojedynczym liściu.
A tutaj nici w całej pracy.
Na koniec fotka, na której można już zauważyć, "co autor miał na myśli" mówiąc że robi naszyjnik ;).
Aniu, fajna relacja :-). Dobrze mieć owcę do pomocy ;-)
OdpowiedzUsuńGodziny przemyśleń i pracy, ale czyż efekt końcowy nie jest tego wart?
Piękności! Strasznie pracochłonne... powodzenia!
OdpowiedzUsuńJeszcze bardziej doceniam to co wyplotłaś widząc jaka to mozolna praca, pełna planowania i wymyślania wzorów, kształtów.
OdpowiedzUsuńPodziwiam! Niesamowita praca :)
OdpowiedzUsuńAleż masa pracy i supełkowania, totalnie wykraczająca poza moje pokłady cierpliwości :)
OdpowiedzUsuńTeraz, gdy widzę jak naszyjnik powstawał, to jestem pod jeszcze większym wrażeniem!
OdpowiedzUsuńOoo mamuniu! ileż pracy! i te wszystkie sznurki, nie wiem czy bym się połapała ;D
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło czytać takie sympatyczne komenatrze.
OdpowiedzUsuńPraca istotnie była wymagająca, jednak jestem bardzo zadowolona z efektu końcowego. Jeżeli chodzi o połapanie się w tych wszystkich sznurkach - faktycznie, można się zamotać, ale przy odrobinie wprawy daje się to ogarnąć.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń